piątek, 22 października 2010

AS PIK

Atramentowe niebo... już nic nie pachnie tak jak dawniej. Nawet alkoholu słodycz... teraz tylko napełniona goryczą wspomnień, czekam na dzień litości, która ponownie uśmiechnie się do mnie i szyderczo pokiwa palcem. Na przyszłość. Na lepsze jutro. Może skorzystam. 
A jeśli znowu ulegnę pokusie. Czy skończę jeszcze gorzej niż przypuszczalnie skończyłam już teraz? 
Czy ja żyję? Istnieję naprawdę? Mojej duszy już nie ma. Sił na świat też nie. Więc gdzie ja błądzę. W czym tkwię. Co tu robię... Dlaczego marzenia przecinam. Nożem w rdzy. Starym nożem, którym kiedyś podcięłam włóczędze gardło. Tak bardzo dotknął mnie widok marniejącej ludzkości. Tak wielką czułam ulgę. Ulgę pomocy.Po której żołnierskim krokiem maszerował lis. Dążę do upadku. Do upadku dążę. Wszystko zaciska się, zawęża. Zabija. wir. Zamyka się klatka.Im więcej mam lat tym mi ciężej. Tym trudniej. Tym mniej chcę życia a więcej pragnę soczystej śmierci... 
Czy prędzej nadejdzie uśmiech czy poranna krwawa rzeź...
myslovitz-blue velvet

piątek, 15 października 2010

sobota, 2 października 2010

Od dziś gardzę swoją osobą

Głupota.Głupota.Głupota. Tylko i wyłącznie.
Moja.
Czasem uderzam pięścią w stół, czasem patrzę spokojnie w niebo...
Nie potrafię dziś pisać.Nie potrafię dziś być szczęśliwa. Mimo wszystko. Mimo jego uśmiechu czuję, że duszy wcale do śmiechu nie jest. Nieból-ból.