poniedziałek, 30 maja 2011

żywot ten krwawszy niż masarni ściany

No i widzisz bracie, człowieku bez głowy i czystej twarzy . Nieokiełznany. Brudny morderco, zakurzone płaszcze. Na zmianę. Czasem potoczysz mój los jak kamieniem. Rzucisz jak ostrzem. Naciągniesz jak łuk. Ze strzałą na wietrze puszczoną ja będę jak ona wirować, jak ona ... udawać, że może decydować.Już wreszcie nie tylko czerwień i zieleń. Już wreszcie na łące tej noc zakwitła, zabrała mi kwiaty, zabrała mi szczere dary. Uśmiechy, gitary. Zostałeś bracie, zostałeś przy mnie. Myślałam, że umiesz dobierać. Choć chwilę.  Czy ma się być dumnym. Nie. A przecież jesteś jak strzała jesteś taki ... przecież. Przenikasz, zabierasz, odbierasz, uciekasz i myślisz, że nie widzę.. nie dostrzegam. Podszedłeś za blisko. Wyczuwam Twój zapach, tak wnika, przeszywa jak igłą wzdłuż ciała rozprute ciele.. Na łące jak w lesie. Za barykadą wiele się dzieje, wiele się niesie. Widok świeżej krwi nad ramieniem bliskich wiszący. Dajesz nadzieje. Głupi... dajesz ją dla mnie, a potem zabierzesz. I ściskając w dłoni chłodnej, zmartwionej, tą dłoń już prawie martwą, tą dłoń siną i zimną.... czystą dłoń niczemu nie winną. I choć myślisz, że kwiaty piękne, kolorowe zabierać mi możesz jak chcesz tylko sobie... Pamiętaj, że zawsze ja także pamiętam. ranisz tak czyste dusze. zabierasz tak czyste dusze. zabierasz tym czystym duszom. zabrałeś już dawno a teraz je odbierasz. może dla nich układasz w niebie piękne aleje. z tych. które tu powinieneś wystawiać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz